poniedziałek, 1 października 2012
Prolog
Z uśmiechem na ustach podniosła głowę z miękkiej poduszki, kiedy usłyszała pierwszy dźwięk budzika. Zegar dokładnie wybijał godzinę siódmą więc dokładnie za sześćdziesiąt minut musiała zjawić się w pracy. Nie czekając dłużej podniosła się z łóżka, ziewając przy tym głośno po czym powędrowała w stronę kuchni, by wstawić wodę na herbatę. Zdecydowanie musiała wypić coś gorącego, by nadawać się do życia po kolejnej w połowie nieprzespanej nocy. Znów czytała do późna romantyczną książkę, która w pewnym sensie była dla niej odskocznią od rzeczywistości i pracy. Uśmiechnęła się po raz kolejny na wspomnienie książki,po czym na jej twarzy zagościł grymas smutku. Niby wyglądała na osobę szczęśliwą, ale nie do końca tak się czuła. Mając zaledwie kilka lat straciła rodziców, a równocześnie jedyną rodzinę jaką posiadała. Bardzo długo starała się odnaleźć choć mały ślad, który prowadziłby do kogoś bliskiego, bezskutecznie. Kilka tygodni temu dała za wygraną. Czuła się samotna i choć miała wokół siebie mnóstwo ludzi, tęskniła za kimś, kto mógłby być jej rodziną.
Kiedy ponownie zerknęła za zegarek, ze zdenerwowaniem musiała stwierdzić, że zostało jej zaledwie kilkanaście minut na zebranie się i wyjście z domu. Była przyzwyczajona do szybkiego tempa w życiu, jednak tym razem była na siebie zła. Zawsze tak samo.- westchnęła cicho i pobiegła w stronę łazienki, by choć wilgotną dłonią przeczesać roztrzepane w nieładzie włosy i zmyć resztkę makijażu, który widniał na jej twarzy z wczorajszego dnia.
Weszła do sklepu punktualnie, zresztą nawet gdyby się spóźniła szefowa nie miałaby jej tego za złe. Była przecież jej jedyną pracownicą, która starała się pracować w miarę solidnie i sumiennie. Powitała ją uśmiechem i zostawiając na zapleczu swoje rzeczy, ruszyła do kasy, gdzie właśnie czekał pierwszy klient. Mimo, że pracowała w osiedlowym sklepie, zawsze miała co robić. Może jej praca nie była wymarzona, ale przynajmniej dostarczała pieniądze na utrzymanie siebie i mieszkania. Na pracę z pasją przyjdzie jeszcze czas…
Podeszła do lady z zamiarem obsłużenia gościa, jednak starszy mężczyzna nie miał przy sobie nawet koszyka. Stał za to w eleganckim garniturze, z uczesanymi, krótkimi włosami i przyglądał się jej dokładanie.
- Pani Klara Choinowska?- spytał, kiedy dziewczyna zniecierpliwiona czekała na jego reakcję.
- Tak to ja. O co chodzi?
- Zabieram panią do Słowenii.- powiedział łamaną polszczyzną z uśmiechem wymalowanym na ustach. Nie wiedziała, czy ma się śmiać z żartu wypowiedzianego przez eleganta, czy przegonić za głupoty jakie wymyśla.
- Przepraszam, ale chyba nie rozumiem.
- Prawdopodobnie ma pani zapis w testamencie rodziny, której jestem przedstawicielem.- mężczyzna po raz kolejny uśmiechnął się z życzliwością wymalowaną w oczach.- Wszystko wskazuje na to, że jest pani dziedziczką posiadłość państw Sinkovec. Nie jedyną, ale myślę, że już nigdy nie będzie musiała pani tak ciężko pracować. - Klara stała nadal przy kasie, kompletnie nie wiedząc co ma zrobić. Czy to możliwe, że wreszcie znajdzie prawdziwą rodzinę, która ją pokocha?
- Niech pani się nie zastanawia, tylko jedzie ze mną do innego świata. Nie ma pani nic do stracenia.- dodał na koniec, chcąc przekonać dziewczynę jak najszybciej.
- Ale ja pana nawet nie znam.
- Na to będziemy jeszcze mięli czas.
Może jednak warto zaryzykować?
Kochani, mam przyjemność zaprosić Was na nowego bloga. Tematyka jak zwykle skoczna, z tą tylko różnicą, że głównymi bohaterami są Słoweńcy. Mam nadzieję, że to opowiadanie się Wam spodoba. Serdecznie zapraszam do czytania ;)
Prolog dedykuję mojej kochanej mgle - urzekło mnie to, jak bardzo czekałaś na to opowiadanie. Dziękuję, że jesteś ;*
Droga M. kiedy zaczynałam pisać ryzykowny-skok, obiecałam Ci, że kolejne moje opowiadanie nie będzie o Austriakach. Dotrzymuje słowa ;*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz